IV Powiatowy Konkurs 8 Wspaniałych 15.03.2006

KONKURS 8 WSPANIAŁYCH i FESTIWAL DOBRYCH SŁÓW "BYĆ DLA INNYCH" NA ZAMKU W OSTRÓDZIE.

Dnia 15.03.2006. o godz. 17 w sali reprezentacyjnej ostródzkiego zamku odbył się IV Powiatowy Konkursu 8 WSPANIAŁYCH, tym razem trzy wolontariuszki z naszej Wspólnoty uczestniczyły w konkursie, Malwina Kalicka zgłoszona przez pedagoga szkolnego- p. Grażynę Zawadzką oraz Edyta Braun i Magda Szypczyńska, które z wielką radością zgłosiłam do konkursu. Zaproszeni byli rodzice osób nominowanych do nagrody, wychowawcy klas do których uczęszczają nasze nominowane PASZCZACZKI.

Myślę, że już sama nominacja sprawiła im wiele radości, ale podobnie jak w latach poprzednich , mogliśmy cieszyć się z tymi wolontariuszkami, które weszły do grona 8 WSPANIAŁYCH. Wśród licznych nagród, które otrzymały osoby nominowane do konkursu, od naszych władz samorządowych. Ósemka najlepszych w powiecie, a wśród nich Malwina i Edyta wyjadą na Galę Ogólnopolską Konkursu 8 Wspaniałych do Wrocławia, gdzie spotkają się z wolontariuszami z całej Polski. W czasie trwania konkursu, swoimi słowami i recytacją poezji ubogacali nas uczestnicy festiwalu dobrych słów, który odbywał się w trakcie konkursu. A i tu mieliśmy swoją Paszczaczkę. Prezentację przygotowała Marta Frydrychowska, dla mnie były to słowa, które poruszyły wszystkich słuchających i płynęły z głębi serca Marty. Dziękuje Marcie, a wszystkich zapraszam do przeczytania, tego co przygotowała Marta, prezentacje przygotowaną na festiwal zamieszczamy poniżej. Na pewno słowa te wypowiedziane przez samą Martę brzmią zupełnie inaczej, dlatego wszystkich zapraszamy dnia 2 kwietnia 2006 o goz.16 do kościoła św. Franciszka z Asyżu w Ostródzie.

Halina Jarząbek

BYĆ DLA INNYCH

W dzisiejszym świecie czyha na nas wiele atrakcyjnych propozycji naszej cywilizacji...Wszystko dla nas, byśmy byli szczęśliwsi, aby żyło nam się wygodniej,...ale UWAŻAJMY! Pod tym stosem technicznych kluczy do radości, czai się wiele chorób przenoszonych właśnie drogą naszej obecnej cywilizacji... Jedną z nich jest EGOCENTRYZM!...
 Człowiek jest tak przesiąknięty chęcią posiadania wszystkich zdobyczy tego świata, że zaczyna robić wszystko, aby pragnienie, marzenie stało się rzeczywistością. Nie jest ważne już w jaki sposób, byleby tylko móc zaspokoić swoje żądze. Z takim nastawieniem do życia, kiedy człowiek dąży do własnej wygody, brakuje im czasu dla innych...Nie opłaca się przecież zajmować potrzebami drugiej osoby, bo nie ma z tego żadnej materialnej korzyści. Poza tym, kto w tych czasach ma jeszcze siłę, by pomóc drugiej osobie i może sobie pozwolić na stratę tak cennego czasu...
W tym momencie zaczyna się tragedia naszej cywilizacji... Z obojętnością mijamy drugiego człowieka, nie zwracamy uwagi na jego potrzeby i problemy. Stajemy się samotni samolubni, na własne życzenie...
Dlaczego nie patrzymy na innych jak na przyjaciół? Czemu nie potrafimy dostrzec ich potrzeb?! Co doprowadza na do stanu skrajnego samolubstwa, a niekiedy nawet samouwielbienia?

Był okres w moim życiu, kiedy nie dostrzegałam wokół siebie nikogo, komu mogłabym pomóc, z wyjątkiem, co najwyżej rodziców, najbliższej rodziny, czy znajomych. Nie obchodził mnie los drugiego człowieka. Ludzie niepełnosprawni, chorzy wzbudzali we mnie współczucie, a niekiedy także wstyd się przyznać, ale obrzydzenie. Nie mogłam...nie chciałam się na nich otworzyć. Bez najmniejszego problemu przechodziłam obok nich, szybko i zdecydowanie. Co miałby mnie obchodzić ich los?! Mam w końcu własne życie i problemy... Teraz już wiem, że jednym z moich problemów był właśnie EGOCENTRYZM. Klapki z oczu i z serca zdjęła mi wspólnota "Wiara i światło". Gdy przyszłam do nich po raz pierwszy, byłam zaskoczona tą ciepłą atmosferą, która roztaczała się wokół nich, radością na ich twarzach, z powodu wspólnego bycia w grupie. Od razu zostałam przygarnięta do ich grona i po niedługim czasie miałam już swojego podopiecznego...Był nim mały chłopiec Krystian. M.in. dzięki niemu poznałam, co to znaczy bezinteresowny uśmiech, spontaniczny gest, miłość. On był moim nauczycielem cierpliwości, dawania z siebie i dostrzegania potrzeb drugiego człowieka. Nauczył mnie radowania się z rzeczy błahych, ze zwykłych codziennych sytuacji. Pozwalając mi na przebywanie ze sobą, dał mi możliwość spełnienia i wyzdrowienia z mojego egocentryzmu...Każdy wspólny wyjazd ze wspólnotą, czy to jednodniowy, czy dwutygodniowy jest dla mnie swego rodzaju terapią. Moim lekiem są właśnie ludzie niepełnosprawni, którzy pomagają mi niszczyć mur bezinteresowności tkwiący we mnie. Przychodzi czas, że przestaje liczyć się tylko moje "ja", zaczynam rezygnować ze swoich wygód, właśnie na rzecz innych. Krystian, czy obecnie mały Krzyś i każdy inny człowiek niepełnosprawny sprawia, że czuje się potrzebna, czuję, że chcę żyć dla innych. To pozwala mi na dostrzeganie nie materialnej, ale duchowej części świata. Tej o ile piękniejszej i radośniejszej, ale także zapomnianej przez ludzkość...

Dziś już wiem, że drugi człowiek to dla mnie błogosławieństwo. Dzięki niemu mogę dążyć do doskonałości i doznać prawdziwej miłości. Człowiek niepełnosprawny jest jak Anioł, który ma za zadanie doprowadzić moją dusze do świętości!...
Ksiądz Twardowski kiedyś napisał:

"Nie to staruszka, nie to dziewczynka:
Wyczesały się włosy
i został jeden chudy warkoczyk,
może blizna po liściu...
W szpitalu oczy tak puste jak w haremie.
W listopadzie, kiedy chomik śmiesznie zasypia,
już bez lekarza, bo zląkł się prawdy.
Mówiłem o Bogu - nie mogła zrozumieć,
Pytałem o flirty - pozapominała...
Patrząc na mnie , jak w nadmuchany kołnierz,
prosiła tylko,
abym umył jej ręce,
usta i twarz...,
bo chce umierać czysta!"

Marta Frydrychowska